Betlejemskie Światło Pokoju jest już w Gnieźnie

2017-12-18 17:20
Betlejemskie Światło Pokoju niosą zawsze harcerze
Autor: Fot. Wojciech Orłowski

Przybyło z miejsca, w którym narodził się Jezus Chrystus. Przekazywali je sobie niczym w sztafecie harcerze i skauci z kolejnych krajów całego świata. Gnieźnianie odebrali ogień w sobotę wieczorem od Słowaków w Zakopanem, a potem przez całą noc jechali z nim do Pierwszej Stolicy Polski.

Akcja została zapoczątkowana w 1986 roku przez austriackie radio i telewizję, a polscy harcerze uczestniczą w tej sztafecie regularnie od 1991 roku. Betlejemskie Światło Pokoju odbieramy tradycyjnie od Słowaków na przejściu granicznym Łysa Polana w Tatrach. Potem przekazujemy je też dalej, do: Rosjan, Litwinów, Ukraińców, Białorusinów, czasem również do Niemców i Duńczyków. Odebrać może je też każdy z nas, kto odwiedzi swój kościół parafialny w okresie przedświątecznym. Zanim jednak światło przekazano do kościołów parafialnych na terenie archidiecezji gnieźnieńskiej, w katedrze odprawiona została uroczysta msza święta. - Tego światła pokoju potrzeba także w naszym kościele, w naszym kościele świętowojciechowym (…) żeby rozproszyło w nim ciemności zła i błędu, żeby obudziło radość i nadzieję, żeby uczyło nas miłości i służby, wyzwalania z naszych egoizmów i ograniczeń, żeby dodało nam odwagi i ufności w pójściu za Jezusem (…) Na naszych ulicach świecą już piękne dekoracje świąteczne, ale trzeba ażeby to światło weszło teraz do naszych domów, do sklepów i do miejsc pracy, instytucji i urzędów (…) żeby obudziło w nas wrażliwość na siebie i otwarło nasze serca, uczyniło bardziej skłonnymi do współpracy, do przebaczenia i pojednania, do odważnej i wielkodusznej troski o ubogich - o tych, którzy nie mają dachu nad głową, o tych, którzy cierpią, o tych, którzy z daleka czy bliska przyszli także i tu, do nas za pracą i o tych, którzy fizycznie być może bliscy, są nam tak dalecy – mówił podczas homilii abp Wojciech Polak, metropolita gnieźnieński i Prymas Polski.

Więcej na ten temat w reportażu Wojciecha Orłowskiego