Sąd aresztował dwóch mężczyzn podejrzanych o zdewastowanie grobów w Łodzi

2013-10-24 19:21

Prokuratura przedstawiła mężczyznom zarzuty znieważenia co najmniej 350 miejsc pochówku oraz zniszczenia bądź uszkodzenia 176 nagrobków na kwotę 470 tys. zł. Grozi im kara do 10 lat więzienia. Obaj są pracownikami zakładu kamieniarskiego znajdującego się w tej samej dzielnicy co cmentarz.

Sąd aresztował w czwartek na trzy miesiące 32-letniego Roberta G., drugiego z podejrzanych o zniszczenie grobów na łódzkim cmentarzu "Na Mani" - poinformowała PAP Grażyna Jeżewska z biura prasowego sądu. Wcześniej w związku z tą sprawą do aresztu trafił 29-letni Marcin B. Jeżewska dodała, że G. - ze względu na stan zdrowia - będzie przebywał w oddziale szpitalnym zakładu karnego. W czwartek łódzka prokuratura przedstawiła mężczyznom zarzuty znieważenia co najmniej 350 miejsc pochówku oraz zniszczenia bądź uszkodzenia 176 nagrobków na kwotę 470 tys. zł. Grozi im kara do 10 lat więzienia. Obaj są pracownikami zakładu kamieniarskiego znajdującego się w tej samej dzielnicy co cmentarz. Jak powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania, 29-latek przyznał się do zarzucanych mu czynów. Według podejrzanego groby zostały zdewastowane, bo sprawcy liczyli, że zarobią na ich naprawie. Z wyjaśnień wynika, że z nagrobków odrywano różne elementy, a niektórymi z tych elementów niszczono kolejne groby. Drugi z mężczyzn, 32-letni G., nie przyznał się do zarzutów i odmówił składania wyjaśnień. Odpowiadał tylko na pytania obrony. Jak wyjaśnił rzecznik, zarzuty obejmują zniszczenie tych nagrobków, w przypadku których złożone zostały wnioski o ściganie sprawców. Zaznaczył, że w dalszym ciągu można takie wnioski składać, zarówno na cmentarzu, gdzie dyżurują policjanci, jak i w jakimś komisariacie. Kopania poinformował, że prokuratura chce wycenić "globalną sumę strat". Przesłuchano doświadczonego pracownika zakładu kamieniarskiego, który stwierdził m.in., że niektóre z grobów są tak zniszczone, że nie nadają się do naprawy, inne mogą być naprawione, ale koszty będą wysokie. Kamieniarz ocenił wysokość strat na co najmniej 700 tys. zł. Nie wykluczył, że kwota może być znacznie wyższa. Do dewastacji nagrobków doszło w nocy z poniedziałku na wtorek. W związku z tą sprawą komendant miejski policji powołał specjalną grupę dochodzeniowo-śledczą; wyznaczył też nagrodę 3 tys. zł za wskazanie osób mających związek z wandalizmem. We wtorek w związku ze sprawą zatrzymano trzech mężczyzn w wieku 16, 29 i 32 lat. Z ustaleń policji wynika, że zatrzymani pili w nocy alkohol; wracając do domu, weszli na cmentarz i zdewastowali nagrobki. Jak dowiedziała się nieoficjalnie PAP ze źródeł zbliżonych do sprawy, 16-latek to syn właściciela tego zakładu. W środę Paweł, uczeń pierwszej klasy gimnazjum zaocznego, przyznał się do zarzucanych mu czynów; opuścił już Policyjną Izbę Dziecka i został przekazany pod opiekę rodzicom. Nie był dotychczas notowany. Jak powiedziała PAP Jeżewska, wobec niego będzie wszczęte postępowanie przed sądem rodzinnym. Może być wobec niego zastosowany nadzór kuratora sądowego i prawdopodobnie zostanie zobowiązany do naprawienia wyrządzonych szkód. "Pamiętać trzeba, że za szkody wyrządzone przez nieletnich odpowiadają rodzice, wobec tego wszyscy poszkodowani, którzy nie ubezpieczyli nagrobków, będą mogli wystąpić przeciwko nim na drogę sądową i przed sądem cywilnym dochodzić swoich roszczeń" - dodała. W związku z dewastacją nagrobków Straż Miejska w Łodzi już rozpoczęła akcję "Hiena", która ma na celu wyłapywanie i odstraszanie nie tylko wandali, ale także złodziei kwiatów i zniczy. Miejscy strażnicy wyposażeni w noktowizory mają patrolować tereny wokół łódzkich cmentarzy. W okolicach nekropolii mają się pojawić patrole konne. (PAP)