Nieustająca inspiracja. 10 maja rozpocznie się proces beatyfikacyjny Heleny Kmieć

2024-05-08 8:27
wrobel postulator kmiec
Autor: Biuro prasowe Archidiecezji Krakowskiej

– Ona pokazuje swoim życiem to, że młody człowiek pełen pasji, różnego rodzaju naturalnych predyspozycji i przebojowości może odnaleźć swoje miejsce w Kościele – mówi o Helenie Kmieć ks. Paweł Wróbel SDS, postulator procesu beatyfikacyjnego.

Co dokładnie odbędzie się w kaplicy Arcybiskupów Krakowskich 10 maja?

Odbędzie się wtedy pierwsza sesja trybunału w procesie beatyfikacyjnym Heleny Kmieć. Podczas niej trybunał, powołany przez abp. Jędraszewskiego, zostanie zaprzysiężony. Delegat arcybiskupa do przeprowadzenia tego procesu, promotor sprawiedliwości, notariusze a także postulator złożą przysięgę wykonania tego urzędu w sposób właściwy, zgodny z prawem i z zachowaniem tajemnicy. Po pierwszej sesji będą miały miejsce sesje tajne. Pierwsza i ostatnia sesja w procesie beatyfikacyjnym zawsze jest publiczna, natomiast pozostałe są tajne. W ich czasie przesłuchuje się świadków i spisuje się zeznania. Całość dokumentów w odpowiednim momencie będzie musiała być przetłumaczona na język włoski.

Helena została zamordowana 7 lat temu. W zasadzie wszyscy świadkowie jej życia żyją i będą mogli złożyć zeznania. W zależności od tego, czy trybunał uzna konieczność przesłuchania świadków z Boliwii, zostaną oni przesłuchani w Polsce albo będzie można ustanowić trybunał rogatoryjny, czyli pomocniczy, w Archidiecezji Cochabamba w Boliwii.

Czyli czas nie odgrywa znaczącej roli?

Archidiecezja Krakowska ma bardzo duże doświadczenie w prowadzeniu procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. One są prowadzone sprawnie, natomiast tu nie ma jakiejś ramy czasowej, w której musi się coś wydarzyć. Nie czas jest tutaj najważniejszy, a solidność i rzetelność.

Do beatyfikacji potrzebujemy też cudu za jej wstawiennictwem.

Proces o cud jest osobną sprawą. Toczy się on innym trybem, ma inną procedurę. W przypadku Heleny będzie on wymagany do jej beatyfikacji, ponieważ proces będzie toczył się z tytułu heroiczności cnót. Tylko w przypadku procesu o męczeństwo cud nie jest wymagany. By proces beatyfikacyjny toczył się z tytułu męczeństwa, muszą być spełnione pewne kryteria, m.in. śmierć zadana przez sprawcę musi wynikać z nienawiści do wiary albo cnoty z niej wynikającej. Zweryfikowaliśmy motywacje sprawcy. W przypadku Heleny tak nie było.

To taka tajemnica i zarazem normalność świętości, że nawet nie zdajemy sobie sprawy, że osoba obok nas jest święta.

Myślę, że wiele osób, które znały Helenę, zdawały sobie sprawę z tego, że jej życie jest na swój sposób wyjątkowe, jest bardzo mocno powierzone Panu Bogu. Ale mało kto postrzega żyjącą osobę jako kandydatkę na ołtarze, bo nikt nie myśli o drugim człowieku w kontekście jego śmierci. Natomiast w przypadku Heleny wiele osób zaraz po jej śmierci mówiło o tym wprost, że prowadziła życie święte, oddane Panu Bogu. Budowała je na dwóch fundamentach – zażyłej relacji z Panem Bogiem i bardzo bliskich relacjach z ludźmi – i to pokazywała.

To potrzebny nam dzisiaj przykład, że można działać w Kościele i być dla rodziny, i bliskich. Nie zaniedbywać jednego kosztem drugiego.

Mimo że Helena robiła czasem mnóstwo rzeczy, niektóre naraz, to nikt, kto się z nią spotykał, nie miał wrażenia, że jest przez nią niezauważony. Ona zawsze zwracała uwagę na drugiego człowieka. To po prostu było widać.

Czego jeszcze możemy się od niej uczyć?

Ona pokazuje swoim życiem to, że młody człowiek pełen pasji, różnego rodzaju naturalnych predyspozycji i przebojowości może odnaleźć swoje miejsce w Kościele. I to miejsce we Wspólnocie może człowiekowi dawać poczucie szczęścia, spełnienia. Myślę, że to poczucie miała dzięki wielu inicjatywom, w które się angażowała, np. w Duszpasterstwo Akademickie w Gliwicach „Albertinum” oraz scholę, a przez ostatnie 5 lat życia w działalność misyjną.

Myślę, że ona może też być inspiracją dla ludzi, którzy zastanawiają się nad zaangażowaniem w wolontariat misyjny. Po jej śmierci nastąpił bardzo trudny czas dla jej rodziny i bliskich oraz dla naszego wolontariatu. Zastanawialiśmy się, co będzie dalej. Jednak owocem tego był fakt, że liczba ludzi, którzy chcieli się zaangażować w działalność Wolontariatu Misyjnego Salvator nie tylko nie spadła, ale wręcz wzrosła. Jej śmierć, mimo że tragiczna i bardzo trudna, przyniosła swoje konkretne owoce. To jest dowód na to, że Pan Bóg nawet z największej otchłani zła jest w stanie wydobyć dobro.

Choćby przez powstanie takich dzieł jak Fundacja im. Heleny Kmieć, która cały czas wspiera młodych ludzi z różnych miejsc świata w edukacji. Tego też są owoce. W zeszłym roku byłem w Boliwii, w miejscu, gdzie Helena została zamordowana. Podeszła do nas taka dziewczyna, która chciała nam pokazać swoje dyplomy. Chciała się pochwalić, że dzięki Fundacji zdobyła wykształcenie. W tamtejszych warunkach nie miałaby takiej możliwości, bo wychowała się w ubogiej rodzinie. Dzisiaj pracuje, mając wyższe wykształcenie.

Coś, co mogło odstraszyć, jeszcze bardziej przyciągnęło chętnych…

Niedługo po tym wydarzeniu zgłosiły się do wolontariatu osoby, już doświadczone, które chciały dokończyć tę misję w Boliwii. Ona miała trwać pół roku, trwała niecałe 16 dni. Ostatecznie nie pojechały z innych powodów, natomiast takie pragnienie w nich było.

15 czerwca odbędzie się beatyfikacja Sługi Bożego ks. Michała Rapacza, za nami beatyfikacja Rodziny Ulmów, ks. Jana Machy. „Polskie niebo” nieustannie się powiększa. Co my możemy z tym zrobić? Jak nie skończyć na chwilowej radości?

Myślę, że oprócz pierwszego zachwytu, czasem jedynego, to musi pociągać za sobą chęć poznania życia tych ludzi. Historia każdego z nich jest inna. To nie dzieje się tylko po to, by był kolejny błogosławiony czy święty, tylko żeby oni stali się inspiracją. Często takie jednostkowe wydarzenia z życia tych ludzi potrafią kogoś zainspirować i pociągnąć do zmiany.

Taką sytuację mieliśmy z Heleną. Napisał do nas mężczyzna, który latał z nią w liniach lotniczych jako steward. Po studiach z inżynierii chemicznej Helena została stewardesą. Miała lot do Tel Awiwu i zostawała tam na kilka dni. Podczas podróży powrotnej chłopak zapytał się jej, jak się imprezowało. Trzeba dodać, że Tel Awiw jest jednym z najbardziej zlaicyzowanych miast świata. Helena odpowiedziała, że nie imprezowała, ale była w Jerozolimie, by przeżyć Triduum Paschalne. Chłopak zdziwił się, że jak można tu być i nie bawić się, na co Helena z kamienną twarzą, ale jednocześnie bez oceny, powiedziała: „Nie zrozumiesz tego, bo jesteś niewierzący”. I to w nim tak pracowało, że ona jest przekonana do tego, w co wierzy. To był jeden z wielu przyczynków do jego nawrócenia.

Takie historie osób, które gdzieś ją spotkały, czy któregokolwiek kandydata na ołtarze, mogą być motywacją do tego, żeby coś w swoim życiu dostrzec, może zmienić. Helena na pewno jest osobą, która inspiruje. Dostajemy takie informacje. Zainteresowanie tym procesem beatyfikacyjnym jest ogromne, to przerosło nasze oczekiwania. Wynika ono z tego, że to nie proces dotyczący kogoś, kto żył wieki temu, ale osoby, która dla wielu, zważywszy na wiek i dzisiejszą rzeczywistość, mogłaby być siostrą, córką czy wnuczką. Dziś Helena miałaby 33 lata.

Jak Ksiądz czuje się będąc trochę między niebem a ziemią?

Nie mam z tym problemu, dlatego że współpracowałem z Heleną przez rok, więc wiem, kim się zajmuję. Jestem głęboko przekonany do tego, co robię. Dla mnie ta rzeczywistość jest taka naturalna. Wynika to też z faktu, że Helena czuła się bardzo mocno związana z duchowością naszego założyciela, bł. Franciszka Jordana. Jego słowa, które ją zainspirowały „Dopóki żyje na świecie choćby jeden tylko człowiek, który nie zna i nie kocha Jezusa Chrystusa, Zbawiciela świata, nie wolno ci spocząć”, są wyryte na jej grobie. Dla mnie to przebywanie w rzeczywistości, która dotyczy zarówno Heleny, jak i mojego zgromadzenia zakonnego.

Współpracowaliśmy przez rok w parafii na Śląsku. Moja relacja z nią nie była na tyle bliska i znacząca, żebym miał być świadkiem w tym procesie. Ale była na tyle taka naturalna, że mam świadomość, nad kim pracuję. Robiliśmy dużo rzeczy: przygotowywaliśmy kiermasze, rękodzieło, czasem spotykaliśmy się w sławnym mieszkaniu na ul. Lutyckiej w Gliwicach, gdzie Helena mieszkała. Tam mieliśmy nawet kilka spotkań wolontariatu w jakiejś większej grupie. Takich informacji o różnego rodzaju inspiracji, które Helena niesie, mamy zarówno od „swoich”, jak i od tych, którzy jej nie znali.