Zakład kaletnika - czy naprawiamy zepsute torebki, kurtki i walizki? [AUDIO]

2024-04-25 11:57
Zdjęcie ilustracyjne
Autor: pexels Zdjęcie ilustracyjne

Okazuje się, że w czasach łatwej dostępności nowych produktów, oddajemy używane rzeczy do naprawy, gdy na przykład w torbie zepsuje się zamek.

Na wieszakach kurtki i płaszcze, gotowe do odbioru lub czekające na naprawę. Na półkach mnóstwo toreb, torebek i walizek. Do tego maszyny do szycia i zestaw różnego rodzaju narzędzi. Zakład kaletniczy, mimo że jest schowany w podwórzu jednej z kamienic lubelskiego śródmieścia, nie potrzebuje reklamy. - Ludzie naprawiają dużo rzeczy. Część z nas robi to z sentymentu, inni ponieważ rzecz nie dawno kupiona od razu się zepsuje. W Lublinie jest jeszcze kilku fachowców i myślę, że mają co robić. Ceny naprawy nie mogą przekraczać wartości nowych rzeczy. Spowodowane jest to faktem, że rzeczy chińskie, którymi zalewane są nasze sklepy bywają dosyć tanie - mówi Dariusz Dudkiewicz, lubelski kaletnik, jest w zawodzie od 30 lat.​

Naprawa rzeczy jest uzależniona od pory roku. - Na jesieni najwięcej naprawiamy kurtek. Na lato przynosimy torby i walizki oraz na przykład namioty, leżaki i inny sprzęt turystyczny. Damskie torebki psuja się przez cały rok. Ten zakład jest czynny od 1957 roku. Większość lublinian go zna, jeśli nie osobiście, to przez tak zwaną pocztę pantoflową. Myślę więc, że jeszcze trochę czasu się utrzymam - dodaje.

Mimo, że zakład ma klientów ten zawód jest na wymarciu. - Wśród młodych ludzi raczej nie ma osób, które chciałyby go prowadzić. Nie daje on stałych dochodów. Jeden miesiąc jest słabszy, drugi gorszy. Słabszymi miesiącami w moim fachu są te letnie. To jest już relikt. Jeśli nie będzie ochrony ginących zawodów ze strony państwa, to za kilka lub kilkanaście lat znaleźć kaletnika będzie rzeczą niemożliwą - podsumowuje Dariusz Dudkiewicz.

Rozmowa z lubelskim kaletnikiem, Dariuszem Dudkiewiczem. Posłuchaj: