Uciekła z Łucka przed wojną, teraz w Lublinie pomaga innym uchodźcom
Pani Marianna razem z córką wyjechały z Łucka pierwszego dnia wojny, 24 lutego. Usłyszeli wybuchy, spakowali się i wyjechali. W Lublinie, gdy już były bezpieczne rozdzwonił się jej telefon
- Dzwonią do mnie kobiety, które uciekły z Ukrainy z prośbą o pomoc w zakwaterowaniu. Najpierw, w pierwszych dniach wojny były to prośby o przenocowanie, odpoczynek, kawę, herbatę, takie proste ale bardzo ważne rzeczy. Później zastanawiały się co dalej - mówi Pani Marianna.
Telefon dzwoni kilka a czasem kilkanaście razy dziennie. - Potrafią zadzwonić nawet o piątej trzydzieści rano w sobotę ale zawsze staram się pomóc, mówi. Kobiety z dziećmi, uciekające z Ukrainy dzwonią do niej, by pomogła znaleźć im dach nad głową. Spotyka się z bezradnością i ogromna potrzebą poczucia, że są bezpieczne.
- Służę też jako tłumaczka a czasem i psycholog. Dodatkowe zajęcie na przykład w wolontariacie pomoże dziewczynom chociaż przez chwilę oderwać się od koszmary wojny, który widziały jeszcze kilka dni czy godzin wcześniej, dodaje Pani Marianna. Jak mówi takie dziewczyny, gdy wrócą z zajęć są już inne, od razu opowiadają co się działo, kogo poznały, jak pomagały. Na chwilę wyrzucają z głowy to, że nie dawno były w kraju, gdzie trwa wojna.
Mąż Pani Marianny został w Łucku i służy w obronie terytorialnej, która nocami patroluje miasto i okolice.