Mandrysz: Padły trudne słowa w szatni i gabinetach. Trzeba to wziąć na klatę i zagrać dobrą wiosnę

2019-03-01 15:24
Robert Mandrysz opowiedział nam o nastrojach, jakie panowały w klubie po nieudanej jesieni
Autor: fot. Chrobry Głogów

Piłkarze nożni Chrobrego jesienią nie zachwycili. Sytuacja skomplikowała się na tyle, że wiosną muszą się mocno postarać o utrzymanie w pierwszej lidze. Pierwszy krok mogą postawić już dzisiaj w Częstochowie, jednak po drugie stronie boiska stanie lider, niepokonany u siebie w tym sezonie - Raków.

O sytuacji w tabeli, ale także o trenerach pod okiem Adama Nawałki, czy sportowym nazwisku, rozmawiamy z Robertem Mandryszem, pomocnikiem Chrobrego. Z Robertem rozmawia Tomasz Olczak.

Tomasz Olczak: Przeszedłeś operację obojczyka, straciłeś kilka meczów jesienią. Jak zdrowie?

Robert Mandrysz: Po kontuzji nie ma śladu. Jestem w pełnym treningu, trenowałem już pod koniec jesieni, ale nie było jeszcze zgody na grę w meczach o stawkę.

TO: Żałujesz, że mecz z Legią wypadł akurat wtedy, kiedy ty musiałeś się leczyć? RM: Jasne, Legia jest jednym z najlepszych klubów w Polsce, fajnie byłoby zagrać. Ale zdrowie jest najważniejsze, nie warto ryzykować potem pogłębienia urazu.

TO: Czy to jest najtrudniejszy moment dla klubu, odkąd jesteś w Chrobrym?

RM: Na pewno. Sytuacja nie jest dramatyczna, ale jest dosyć ciężka. Kilka meczów rundy wiosennej zagraliśmy już jesienią, bo latem odbędą się w Polsce Młodzieżowe Mistrzostwa Świata, więc zostało nam tylko trzynaście spotkań. Jesteśmy w dolnej części tabeli, trzeba punktować w każdym spotkaniu. TO: Kiedy poczuliście, że sytuacja wymyka się spod kontroli? RM: Ja żyję od meczu do meczu, dlatego generalnie czas na analizę był po rundzie, w grudniu. Zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy w trudnym położeniu. Padły trudne słowa w szatni i w gabinetach dyrektora i trenera. Trzeba to wziąć na klatę, zmierzyć się z tym. Rozjechaliśmy się na urlopy z myślą, że trzeba naładować baterię i uratować pierwszą ligę dla Głogowa. Wielu chłopaków jest związanych z miastem i klubem od dłuższego czasu, więc na pewno nie jest im to obojętne. Poza tym, każdy z nas chce grać jak najwyżej, to normalne dla sportowca. Dlatego, poprzednią rundę uznaję za duży zawód i jestem przekonany, że teraz ruszymy właściwie. Mamy dobry zespół, wyczyściliśmy głowy, ciężko pracowaliśmy w okresie przygotowawczym. TO: Wszyscy są gotowi do gry? RM: Nasz kapitan, Michał Ilków-Gołąb, jeszcze walczy o powrót do pełni zdrowia. Jednak to było oczywiste, wiedząc z jaką kontuzją się zmaga (zerwanie więzadeł w kolanie – przyp. red.). TO: Twój tata jest trenerem. Miałeś okazję grać przeciwko niemu, trenowałeś też pod jego okiem. Syn trenera ma trudniej? RM: Myślę, że tak. Przychodziłem do drużyny taty tuż po mistrzostwach Polski juniorów, grałem jeszcze w Gwarku Zabrze. Ojciec prowadził Pogoń Szczecin, poczułem, że to jest dla mnie prawdziwa szansa. Nie nalegał na transfer, nawet nie był do końca z niego zadowolony, ale nie chciał go blokować i zabierać mi szansy na rozwój. Statystyki pokazują, że najmniej grałem w drużynie prowadzonej przez niego. Myślę jednak, że żaden z trenerów nie pozwoli sobie na wystawienie w pierwszym składzie słabszego zawodnika od tego, który siedzi na ławce. Niezależnie od tego, czy jest jego tatą, wujkiem czy znajomym. To profesjonalizm. Ja nazywam się Mandrysz i tego nie zmienię, ale każdy z nas pracuje na swoje nazwisko – mój tata Piotr, mój brat Paweł (też piłkarz, obecnie w Ruchu Chorzów – przyp. red.) i ja. TO: Trenowałeś pod okiem trenera Nawałki lata temu? RM: Tak, podczas dwutygodniowych testów w jego Górniku Zabrze. TO: Jak wspominasz tego szkoleniowca? To było jeszcze zanim objął reprezentację. RM: Bardzo otwarty człowiek, długo rozmawialiśmy o tym, jak mają wyglądać moje testy. Przedstawił mi swój sztab szkoleniowy, który zresztą do dziś niewiele się zmienił – trenerzy Zając czy Tkocz są w nim do teraz. Było dużo analiz, statystyk, podsumowania spotkań, bo akurat kończyła się runda. Nacisk na organizację gry, to samo, z czego potem znaliśmy go w kadrze. TO: Wracając do Chrobrego. Mateusz Machaj to też piłkarz środka pola, ale bardzo ofensywny. Co oznacza jego powrót dla Was, pozostałych środkowych pomocników? RM: Mateusz jest bardzo kreatywnym zawodnikiem, cieszymy się, że wrócił. Mi osobiście gra się łatwiej mając takiego gościa obok, bo swoim ruchem często tworzy wolną przestrzeń, w którą możemy zagrać piłkę. TO: Na początek rundy gracie z Rakowem. Jakiego meczu się spodziewacie? RM: Na pewno nie jedziemy tam jak na ścięcie głowy. To nie jest tak, że przyjeżdża Chrobry z dolnej części tabeli i pozwoli gospodarzom łatwo wygrać mecz. To, czym przewyższa nas Raków, będziemy chcieli zniwelować swoimi pomysłami na to spotkanie. Spróbujemy powalczyć o punkty. Mecz z Rakowem już dzisiaj o godzinie osiemnastej.