Kończy się głośna sprawa tragicznego pożaru w koszalińskim escape roomie
Mój klient jest niewinny – mówił w czwartek przed koszalińskim sądem obrońca Radosława D., który był pracownikiem koszalińskiego Escape Roomu w którym w styczniu 2019 r. doszło do tragicznego pożaru. Oskarża się go o umyślne spowodowanie niebezpieczeństwa pożaru.
Rozpoczął się drugi i ostatni dzień mów końcowych w procesie, w którym cztery osoby odpowiadają za przyczynienie się do śmierci dziewczyn.
-Zarzut umyślnego spowodowania niebezpieczeństwa pożaru nie ma uzasadnienia na płaszczyźnie normatywnej i faktycznej. Mój klient pracował w escape roomie dopiero od miesiąca, nie realizował tego przedsięwzięcia, nie organizował go. Właściciel, Miłosz S. twierdził, że przeprowadził niezbędne szkolenia BHP, czy z obsługi piecyków gazowych. Ani mój klient ani osoba, która tam przed nim pracowała, nie potwierdzała tych informacji – mówił w sądzie okręgowym w Koszalinie mecenas Marcin Cuber.
Do mów końcowych obrońców oskarżonych w których sugerowali, że w tamtym czasie nie było odpowiednich przepisów dotyczących prowadzenia escape roomów, odniosła się także Małgorzata Sielska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
- Escape room jest zwykłą działalnością gospodarczo-usługową. Przepisy regulują: Ustawa o ochronie przeciwpożarowej, Ustawa prawo budowlane, czy Rozporządzenie ministra infrastruktury w sprawie warunków technicznych, jakimi podlegają budynki i ich usytuowanie – mówiła prokurator Sielska.
Prokuratura dla Radosława D. domaga się 8 lat więzienia. Nie było go wczoraj ani dziś w sądzie, podobnie jak głównego oskarżonego, Miłosza S. właściciela escape roomu. Jego matka i babka, które pomagały w prowadzeniu działalności, mogą trafić do więzienia na 6 lat. Prokuratura wnioskuje także o zadośćuczynienia dla rodziców dziewczynek. Chodzi o 2 miliony złotych. Wyrok w tej głośnej sprawie ma zapaść 21 listopada.
Listen to "mec. Marcin Cuber" on Spreaker. Listen to "prok. Małgorzata Sielska" on Spreaker.