Doświadczenie żywego Kościoła, wspólnota i radość [AUDIO]

10 maja w Lublinie odbyły się uroczystości z okazji 50-lecia Drogi Neokatechumenalnej w Polsce. 7 tysięcy wspólnie modliło się i dziękowało za pół wieku istnienia tej wspólnoty nad Wisłą.
Wszystko zaczęło się od katechez głoszonych w marcu 1975 roku w jednym z kościołów w centrum Lublina, przypomniał arcybiskup Stanisław Budzik. - My jesteśmy dumni, że w Lublinie to wiele dobrych rzeczy powstało. Ruch Światło-Życie i także Droga Neukatechumenalna, która się dokładnie w sercu naszego miasta, tuż obok katedry przy kościele świętego Piotra rozpoczęła 50 lat temu. Przyszli katechiści z Włoch, którzy po dziś dzień są odpowiedzialni za ruch w Polsce. I z tego początku wyrosło piękne drzewo. Drzewo, które przynosi bardzo dobre owoce. Owoce życia rodzinnego, owoce modlitwy, a przede wszystkim owoce ewangelizacji. Tej ewangelizacji, o którą tak bardzo woła ojciec święty Franciszek i do której zachęca także nowy papież Leon XV, którego Franciszek ściągnął z Dalekiego Peru po to, żeby go przygotować na swojego następcę. I cieszę się bardzo właśnie, że te owoce drogi ciągle są dla młodych ludzi atrakcyjne, także do ludzi, którzy zagubili swoją wiarę, może są ochrzczeni, ale nią nie żyli. I to jest jakby takie powtórne nawrócenie. Ta droga trwa bardzo długo. Podziwiam tych ludzi, a zwłaszcza podziwiam rodziny. To jest najbardziej fascynujące, że całe rodziny wyjeżdżają czasami w zupełnie obcy kraj, na przykład do Chin albo na Tajwan, żeby tam żyć i tam dawać świadectwo o Chrystusie - dodał metropolita lubelski.
- Nam pomaga słuchanie słowa, uczestnictwo właśnie nie samemu, tylko we wspólnocie, nawracaniu się i uczestnictwo w liturgiach słowa, w Eucharystiach, liturgiach pokutnych, wspólnych wyjazdach na konwencje, na pielgrzymki. To nam pomaga po prostu w codziennym zmaganiu się w życiu.Sam fakt, że ta droga trwa lat w Polsce, to potwierdza, że to jest jest od Ducha Świętego, że tego nie wymyślił człowiek, że Kościół w tej formie naprawdę jest żywy ciągle i oby tylko więcej osób chciało właśnie tworzyć takie wspólnoty. Nawet Benedykt XV mówił, że kościół przetrwa w małych wspólnotach. Ja to widzę, że rzeczywiście te małe wspólnoty są naprawdę żywym kościołem dzisiaj - mówią Małgorzata i Kamil, małżeństwo uczestniczące w uroczystościach w Lublinie.
- Ilość ludzi, która przyjechała na obchody świadczy o tym, że Kościół żyje, że ludzie mają wiarę. Jeszcze są chrześcijanie na tym świecie. Po prostu szukałem swojego miejsca w Kościele i to było odpowiedź na moje poszukiwania. Przyjechałem tutaj do Lublina na studia, czułem się bardzo anonimowy, będąc w dużym kościele i akurat w parafii Świętej Rodziny na Czubach. Poszukiwałem takiego Kościoła żywego, gdzie mogę znak pokoju przekazać z kimś, kogo znam, a nie tylko pokłonić się. Tu odnalazłem coś takiego prawdziwego, co mnie pociągnęło. Takie proste słowa bez moralizowania, że Pan Bóg ma dla mnie dobry plan i że jest mocny. Też mnie pociągnęło to, że zobaczyłem, że nie tylko księża, ale ludzie świeccy mogą rozmawiać i dawać swoje doświadczenie o Bogu. Wszyscy jesteśmy tym kościołem właśnie w tym duchu synodalnym. I to mi też pomagało, że zwykli ludzie też mogą ewangelizować i być chrześcijanami, dawać świadectwo na podstawie swojego chrztu - uważa Kamil. - To jest właśnie piękne we wspólnotach, że to jest miejsce dla każdego od nastolatków po ludzi już na emeryturze. Tworzymy taką jedną wielką rodzinę - dodaje Małgorzata.
- Droga mi uratowała moje kapłaństwo, dlatego że ja na jego początku miałem bardzo duży kryzys. Chciałem zostawić kapłaństwo. Byłem zakochany i wydawało mi się, że to wszystko czego się nauczyłem w seminarium, te wszystkie ideały, które miałem, to wszystko upadło. Nie było nic. I w takiej sytuacji spotkałem katechezy, które mi dały nadzieję. Dzięki nim mogłem odbudować moje kapłaństwo, mogłem odbudować też moje człowieczeństwo, bo ja później zobaczyłem, że zostałem księdzem bez wiary. To znaczy nikt się nie pyta o nią, bo wiarę zakładano, że mam jako że byłem ochrzczony. Jestem wędrownym misjonarzem od prawie 20 lat. Cały czas z rodzinami w misji, teraz na Ukrainie. Dlatego ja jestem bardzo wdzięczny Bogu za to, co zrobił. Droga uratowała moje życie, moje kapłaństwo, dała mi sens, dała mi nadzieję. Naprawdę jestem wdzięczny za to wszystko - mówi ksiądz Grzegorz Wawrzyniak, misja Ad Gentes w Równem na Ukrainie.
- To, że ta droga trwa już 50 lato jest tylko znak, że Bóg wybiera słabych ludzi, którzy po ludzku, bez kultury, bez wykształcenia, idą głosić ewangelię i to przynosi owoce. To co tutaj widzimy, to są po prostu owoce głoszenia Ewangelii. Dlatego Jan Paweł II zawsze nas wzywał do tego, żeby wrócić do tego pierwotnego modelu apostolskiego, jakie jest głoszenie Ewangelii. I to głoszenie Ewangelii daje takie właśnie owoce. Wiele rodzin, kapłaństwo odbudowane, wiele powołań. To wszystko co tutaj widzimy,to jest też no trochę posyłanie ludzi na misję, w różne miejsce głoszenia. Cieszymy się bardzo, dlatego że nie tylko nowy papież jest misjonarzem, ale cały kościół jest misyjny. To posłanie, które Jezus zrobił na końcu Ewangelii świętego Mateusza: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię - dodaje duchowny.
Droga Neokatechumenalna jest międzynarodowym ruchem w Kościele katolickim. Powstał w Hiszpanii w latach 60-tych ubiegłego wieku. Ma pomagać w pogłębianiu wiary dorosłym ochrzczonym i w formacji misyjnej rodzin oraz wspólnot.